Relacja z ORDW w Szczecinie

Oaza Rekolekcyjna Diakonii Wyzwolenia (ORDW) jest metodą czterodniowych rekolekcji, którą posługuje się Krucjata Wyzwolenia Człowieka (KWC) w celu wstępnej formacji „diakonii wyzwolenia”. Rekolekcje mają na celu doprowadzenie do decyzji zaangażowania się w zespole diakonii KWC, a jednocześnie przygotowują bezpośrednio owe zespoły do zorganizowania i prowadzenia rekolekcji ewangelizacyjnych Ewangelia wyzwolenia. (Ks.F.Blachnicki, „Podręcznik Krucjaty Wyzwolenia Człowieka”, wyd.V, Kraków 2013)

ORDW w Archidiecezji Szczecińsko-Kamieńskiej jest bez wątpienia wydarzeniem bezprecedensowym. W trzecim roku funkcjonowania reaktywowanej Diakonii Wyzwolenia nadarza się okazja, by jej członkowie skorzystali z okazji przeżycia rekolekcji specjalistycznych inicjujących jednocześnie ostatni etap na drodze diakonijnej formacji – etap akcji. Rekolekcje poprowadzili: ks. Mirosław Żak, moderator diecezjalnej Diakonii Wyzwolenia Ruchu Światło-Życie w Krakowie , dyrektor Studium Apostolstwa Trzeźwości, kapelan i doradca duchowy w Wojewódzkim Ośrodku Uzależnień i Współuzależnień w Krakowie (wywiad z ks. Mirosławem przeprowadzony w Szczecinie można przeczytać tutajoraz Hubert Czapla z Krakowa, członek Stowarzyszenia „Diakonia Ruchu Światło-Życie”.

Przygotowując materiały do niniejszego reportażu miałem kolejną okazję, by głębiej pochylić się nad istotą dzieła KWC. Nie ukrywam, iż jestem pod wrażeniem rzetelnej wykładni prowadzących oazę, stanowiącej wnikliwe rozwinięcie myśli ks. Blachnickiego związanej z celem i zadaniami Krucjaty oraz jej ewangelizacyjnej roli w Kościele. Takie przygotowanie pozwala żywić nadzieję na bardziej intensywny rozwój dzieła Krucjaty w naszej diecezji oraz nie marginalizowanie jej roli w procesie duchowego rozwoju każdego członka Ruchu Światło-Życie, co – daj Boże – będzie skutkowało świadomą odpowiedzią wyrażaną podejmowaniem wyrzeczeń i abstynencji.

Adam Szewczyk

Ta oaza nie pozwoli nam już stać w miejscu

 

– rozmowa z Mirkiem Hilickim, współodpowiedzialnym za diecezjalną Diakonię Wyzwolenia:
 
Jakie cele stawiałeś sobie przed przyjazdem na ORDW?
 
Odpowiem cofając się w tym momencie dokładnie o rok, do momentu, kiedy przybyłem na swoje pierwsze rekolekcje ORDW do Ligoty Polskiej pod Wrocławiem. Cel miałem wówczas jeden, on się w sumie nie zmienił i wynika z funkcjonowania w diakonii wyzwolenia: by służyć potrzebna jest formacja. W przypadku diakonii wyzwolenia jest to ORDW. Jechałem, aby się uformować, aby zrozumieć coś więcej z Krucjaty i aby móc świadomie wyjść poza Krucjatę i z jej dziełem do innych ludzi. Do tego potrzebne są podstawy formacyjne. Po przeżyciu rekolekcji, po uzyskaniu formacji, pozostał już tylko jeden cel – podjęcie ewangelizacji, gdyż ORDW między innymi przygotowuje do głoszenia Ewangelii w parafiach w ramach parafialnych rekolekcji wyzwolenia. Grupa Diakonii Wyzwolenia naszej diecezji, która w większości uczestniczy w szczecińskiej ORDW przygotowuje się właśnie do tego, by w przyszłości podjąć się organizacji i prowadzenia parafialnych rekolekcji wyzwolenia. Ufam, że to nastąpi niebawem. 
Zatem można oczekiwać, iż po przeżyciu ORDW jej uczestnicy będą w stanie samodzielnie prowadzić parafialne rekolekcje wyzwolenia…
ORDW przygotowuje do tego każdego uczestnika. Ale żaden z uczestników nie jest w stanie sam takich rekolekcji poprowadzić. Potrzebna jest rzesza ludzi. Zarówno do wsparcia modlitewnego, gdyż wszystkie dzieła, także rekolekcje parafialne, trzeba zawierzyć Bogu i Jego prosić o wsparcie i siły, tak, by to On kroczył pół kroku przed nami, był dla nas drogowskazem, jak i do konkretnych posług w ramach kilkudniowych nabożeństw. To jest dzieło do którego się przygotowujemy, ale do jego realizacji potrzebna jest grupa osób.
 
Jak wygląda Twój apostolat wyzwolenia w rodzinie, w parafii, w pracy…?
 
Wiąże się z tym pewien trud. Każdy, kto podejmuje się Krucjaty w pewnym momencie uzmysławia sobie, że: albo czynię w tym kierunku aż tak wiele, albo, że nic nie robię lub mego działania jest zbyt mało. Dziś wiem, że w takich rozważaniach pojawiają się podszepty złego. Zwłaszcza w sytuacji, gdy zaczynamy wątpić w swoje siły i skuteczność osobistego świadectwa. Gdyby było tak, że wychodzę, głoszę, ludzie się nawracają, znękani zniewoleniami porzucają nałogi tylko dlatego, że spotkali na swej drodze takiego Mirka, byłoby to zbyt proste. Apostolat to obowiązek każdego chrześcijanina. Wszystkich nas łączy jedno, że nie idziemy głosić nie wiadomo czego i swojego, tylko idziemy głosić Chrystusa i mamy napotkanego człowieka do Chrystusa doprowadzić. Nasz apostolat tym się jednak różni, iż skierowany jest do ludzi zniewolonych. My się właśnie uczymy, jak docierać do zniewolonych i jak skutecznie głosić im Chrystusa, Pana, który wyzwala. Pole do działania mam takie, jak każdy. Miejsce mojej pracy, w której spędzam niemal połowę swego życia, jest miejscem, w którym spotykam wielu ludzi, których udziałem są różne zniewolenia. Tam mam dużo okazji do świadczenia swoją abstynencją, czynem miłości. Różne to przybiera skutki. W oczach wielu jestem śmieszny. W oczach innych może obojętny. Ale spotykam też takich, – tu zastrzegam: to nie kryptoreklama – którzy mówią, że mi zazdroszczą, że widzą w tym głęboki sens, że tęsknią za wyzwoleniem, choć towarzyszą im obawy związane z trudem wyrzeczeń i zwykłą ludzką opinią. Gdy widzą niezłomność i radość – nie jestem bowiem chodzącym trzeźwym smutasem, ale osobą, która autentycznie cieszy się z daru abstynencji – zastanawiają się…
Apostolat w dużej mierze realizuje się w domu. Mam czworo dzieci, jest komu apostołować. W domu również świadczymy. Dzieci widzą formację moją i mojej żony, Iwonki. Starsze dzieci wkraczają w dojrzałość. Jest świat, który nas otacza i pojawiają się u mnie obawy, że ten świat chce nam je zabrać. Ale pojawił się ciepły promyk, gdy nasz najstarszy syn, Krystian, przystąpił do KWC jako członek.
 
Ale jest jeszcze parafia. I tu, można powiedzieć, mamy luksus pod tym względem. W naszej bowiem parafii zawiązała się Diakonia Wyzwolenia /parafia p.w. Matki Bożej Jasnogórskiej na Pomorzanach, przyp. red./ i przy niej działamy. Mamy w pierwsze soboty miesiąca nasze msze KWC, otwarte dla parafian i dla każdego, kto chce przyjść. W parafii na Pomorzanach spotykamy się na adoracjach Najświętszego Sakramentu. Apostolatem jest też dla mnie modlitwa. Są ludzie, którzy się zgłaszają z prośbami o modlitwę w różnych intencjach związanych ze zniewoleniami, te rekolekcje są również okazją, by wiele z nich przedstawić Bogu.
 
ORDW w naszej diecezji to wydarzenie bez precedensu, taki przełomowy, historyczny moment. Jak postrzegasz ten fakt?
 
To dla mnie wielka radość! Moja osobista, wielka radość! Był czas mojego przynależenia do KWC, ale bez możliwości jakiegoś realizowania się w tej wspólnocie. Po wielu latach udało się reaktywować Diakonię Wyzwolenia i dopiero wspólnie budujemy front działania i miejsce, w którym możemy tą Krucjatą głębiej oddychać. Te rekolekcje to obecnie takie zwieńczenie marzenia. Ta oaza ma nam przynieść nowe perspektywy, ona przede wszystkim nie pozwoli nam już stać w miejscu. Będziemy jeszcze bardziej świadomi i rzetelnie ukierunkowani na to, co mamy robić. Bóg zadziałał, Duch Święty nam to wszystko zesłał, przyjmujemy tylko radość i po prostu robimy to, co na tę chwilę mamy robić. A co będzie…? Pewnie będzie jeszcze większa radość służby…!
 

Czego poszukuje w życiu i nad czym pracuje najmłodszy uczestnik ORDW?

Rozmowa z Konradem Sidor z Nowogardu
 
Konradzie, jakie cele Ty stawiałeś sobie jadąc na ORDW?
 
Jechałem tutaj z taką myślą, że skonkretyzuję jakie jest moje miejsce w diakonii, czyli w posłudze innym ludziom. Myślę, że powoli zaczyna się to klarować, to moje zadanie, dlaczego Bóg mnie tutaj przysłał, dlaczego tutaj jestem. To jest cel, aby wiedzieć konkretnie, co ja mam tutaj robić.
 
Jesteś na etapie poszukiwań?
 
Szukam nadal, a poszukiwania nabierają szybkiego tempa. Na przykład dzisiaj od rana przekazano dużo informacji takich technicznych, myślę, że to mi pozwoli podjąć decyzję, czym ja mam się tutaj zajmować. Przygotowujemy się do różnych spotkań ewangelizacyjnych. Myślę, że to będzie taki mój „konik”, w który będę mógł się zaangażować, wyjść do ludzi, bo te rekolekcje do tego przygotowują.
 
Czy widzisz siebie jako człowieka szerzącego apostolat? Pytam oczywiście w kontekście dzieła wyzwolenia.
 
To jest bardzo dobre pytanie, bo ogólnie rzecz biorąc, wyróżniam się tutaj na tle innych członków Krucjaty, członków diakonii – jestem najmłodszym uczestnikiem rekolekcji /18 lat, przyp. red./, nie jestem też związany z Domowym Kościołem, mam też mniejsze doświadczenie z formacją samego siebie, z Pismem świętym i nie mam takiego przygotowania, podłoża jak inni uczestnicy.
 
Natomiast tak się złożyło, że Bóg obdarowuje mnie takimi darami, mam jakiś tam zmysł artystyczny i potrafię wspomóc diakonię takimi artystycznymi sprawami, chociażby flagami na maszt – jak je zaprojektować, jak wykonać. Podrzucam różne hasła i myślę, że w tę stronę będę raczej szedł w diakonii. A jeśli chodzi o moje środowisko, to jak najbardziej – świadectwo i te rekolekcje przygotowują mnie do tego, żebym potrafił w tym swoim środowisku zadziałać, umotywować wybór drogi. Żebym potrafił ich przekonać, nie samą mocą Chrystusa, ale takimi argumentami, których nie będą potrafili zbić, że oni też zaczną myśleć, zastanawiać się nad tym, co mogą zmienić w swoim życiu. Ja bym chciał ich właśnie naprowadzić na tę drogę, ukazać, że jest taki wybór, są takie drzwi i ja im te drzwi właśnie pokazuję.
 
Dużo piszesz. Czytałem Twoje artykuły zamieszczone na stronie Diakonii Wyzwolenia. Czy nie jest to forma apostolatu?
 
To tylko narzędzie, takimi narzędziami mogą być również np. różne grafiki, które przygotowuję i gdzieś tam udostępniam na różnych stronach, chociażby na facebooku. Moi znajomi jakoś to podłapują i jest to wpuszczane po prostu w to moje środowisko. Takich dróg dostępu do nich jest wiele więcej niż tylko artykuł jeden czy drugi.
 
Jakie są Twoje plany na przyszłość?
 
Na razie nie mam planów. Ostatnio przez trzy lata moje życie uległo całkowitej odmianie. Wielu rzeczy nie planowałem, wielu rzeczy nie znałem. Kościół, który przez te trzy lata poznałem, był mi całkowicie obcy, nie znałem takich ludzi, nie znałem tylu środowisk i teraz staje mi się to coraz bardziej bliższe. Ta diakonia to jest taki nowy wymiar Kościoła, o którym nie miałem wcześniej pojęcia. Myślę, że nadal wielu ludzi nie ma pojęcia o takich inicjatywach, o takich diakoniach, które działają i dlatego przyjechaliśmy tutaj do Szczecina, by się spotkać i razem spróbować podjąć to wyzwanie, żeby wyjść do ludzi. Bo my na razie spotykaliśmy się razem w swoim gronie, mieliśmy spotkania przygotowujące i formujące nas, ale nie przygotowaliśmy się do tego, żeby wyjść do ludzi i żeby im coś jeszcze mówić. A teraz my realnie technicznie przygotowujemy się dzień po dniu, opracowujemy nasze rekolekcje, które mają się odbyć w Szczecinie. To jest takie właśnie fajne, że ja tutaj dowiaduję się tylu ciekawych rzeczy, o których nie miałem pojęcia, jak ja będę mógł to wykorzystać jeszcze, bo to, że ktoś mi powie, że coś takiego jest możliwe do zrobienia to ok., ale jak mi ktoś powie, że ja to mam zrobić, wcześniej przygotować, to ja to rzeczywiście tutaj piszę i sprawdzamy to we własnym gronie i w ten sposób przygotowujemy się do tych rekolekcji. Tutaj mamy mieć takie nabożeństwo ewangelizacyjne, czyli wprowadzimy to od razu w czyn i sprawdzimy, jak to będzie funkcjonowało. Myślę, że to jest najlepsze.

Opracował Adam Szewczyk, Fot. Wiesław Podgórski, Adam Szewczyk

    Nasza strona korzysta z plików cookies. Czytaj więcej
    Akceptuj